31 stycznia 2013

2.



Tydzień później


-I jak gotowa?-zapytał Niall, uśmiechając się w moją stronę.
-Tak.-odparłam, razem zeszliśmy na dół.
-Mamo?-zapytałam wchodząc do kuchni,  ona siedziała do mnie tyłem z telefonem w ręku.- Mamo, co się stało?-zapytałam, popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.-Mamo odpowiedz.-powiedziałam znowu.
-Babcia.-tylko tyle wydobyła ze swojego gardła.
-Co z nią?-zapytałam znowu, a w myślach powtarzałam sobie żeby nie było to o czym myślę.
-Jest w szpitalu.-odpowiedziała.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Miała wylew.- kiedy to mówiła popatrzyłam w stronę blondyna który stał w drzwiach do pomieszczenia.
-Jedziemy do niej.-powiedziałam twardo.
-Ja jadę do Dublina, Ty jedziesz do Londynu.-odparła.
-Nie.-powiedziałam ostro.
-Thea...
-Nie!-przerwałam jej, popatrzyłam przepraszająco w stronę mojego przyjaciela, a on tylko kiwną głową że rozumie.-Londyn poczeka, a...-przerwałam.-Babcia może nie.-dodałam ciszej.
-Słońce.-tylko tyle powiedziała i przytuliła mnie do siebie.
 Niall patrzył na mnie, a ja bez głoście powiedziałam "przepraszam". Chłopka pokręcił głową, a z jego warg wyczytałam "nie ma za co".
Puściłam mamę i powiedziałam:
-Odprowadzę Niall i jedziemy.-ona tylko pokiwała głową , a my razem wyszliśmy z domu.
-Przepraszam.-powiedziałam znowu.
-Nie masz za co przepraszać, sam pojechałbym z Tobą, ale wiesz bilet.-odparł i podrapała się po głowie, a ja mocno się w niego wtuliłam.
-Nie chce żeby umarła.-powiedziałam przez łzy.
-Nie umrze, musi jeszcze zobaczyć swoją piękna wnuczkę na ślubnym kobiercu.-mówiąc to delikatnie gładził moje plecy.-Tej okazji na pewno nie przepuści.-zaśmiał się lekko, dobrze znał babcie Ann, a ona jego. Od samego początku kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić traktowała go jak swojego drugiego wnuka.
-A jeśli nie?-zapytałam.
-Thea myśl pozytywnie!-podniósł trochę głos.-Będę się modlił o to żeby wszystko było dobrze, wyproszę to nawet jeśli będę musiał zawiązać pakt z diabłem, wyjdzie z tego.-dodał.-Obiecuje.-ja tylko pokiwałam głową.
-Kiedy znów się zobaczymy?-zapytałam znowu.
-Nie mam pojęcia Thea.-odparł, a ja wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
-To do zobaczenia za rok?-po raz kolejny zadałam pytanie.
-Na to wygląda.-odparł.
-Kocham Cię blondasku.-powiedziałam i złożyłam na jego policzku buziaka.
-Ja Ciebie bardziej Thea.-kiedy to mówił popatrzył w moje oczy, ja tylko uśmiechnęłam się lekko.
-To leć bo nie zdążysz na samolot.-mówiąc to delikatnie go walnęłam w ramie, a on mi oddał.-Ej!-krzyknęłam.
-No co?-zapytał.
-Wiesz ile mam już siniaków przez ten tydzień na ciele?-zapytałam.
-To tak na całoroczny zapas.-kiedy to powiedział, moje oczy znów zaszły się łzami.-Ej bez płaczu, damy radę, kto jak nie my?-zapytał.
-I znów będzie mi ciebie tak cholernie brakowało.-odpowiedziałam, choć moja wypowiedź nie była niczym związana z ostatnimi słowami blondyna.
-Będziemy robić jak przez ten rok, a poza tym Ty masz tu lepiej.-powiedział.
-Niby dlaczego?-zapytałam.
-Jak to masz Seana, Maxa, Nicka, Ivi, Katy i Holly.-zaczął wymieniać.-A ja co? Nie mam tam nikogo.
-A Ci nowi znajomi, to co?-zapytałam.
-Nawet nie wiesz ile bym dał żeby mieć was wszystkich przy sobie, jest mi ciężko ale daje radę.-powiedział.
-Może przyjedziesz jakoś wcześniej niż na 29?-zapytałam znów z nadzieją w głosie.
-Wiesz że to nie zależy ode mnie, prawda.-odparł smutno.
-No tak.
-Thea i jak?-zapytała mama wychodząc na werandę.
-Już moment.-powiedziałam do niej, ona weszła z powrotem do domu i popatrzyłam znowu na chłopaka.-No to do zobaczenia za rok Horan.-mówiąc to znowu powiesiłam się na jego szyi.
-Do zobaczenia Queen.-wyszeptał w moją szyję i lekko dotknął ja swoimi wargami.
Puściłam go i ze łzami w oczach weszłam do domu.
-Mamo!-krzyknęłam, drobna kobieta przed 40 wyszła z salonu.
-Już?-zapytała, a ja tylko pokiwałam głową i rzuciłam się w jej ramiona.
-Spokojnie wróci.-powiedziała i zaczęła gładzić moje plecy.
-Wiem mamo, wiem.-oparłam.-Jedziemy?-zapytałam.
-Tak.-odparła i pociągnęłam mnie za rękę w stronę wyjścia. Przy drzwiach stały dwie walizki, wzięłyśmy je i wyszłyśmy na dwór. W tym samym momencie powiał przyjemny wiatr, wzięłam głęboki oddech i pakując walizki do bagażnika zastanawiałam się czy wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze, przecież Niall powiedział że będzie dobrze. Usiadłam na miejscy pasażera i lekko uśmiechnęłam się do mamy.
-Będzie dobrze Thea, nie martw się.-powiedział. A ja tylko pokiwałam głową, ona też mówi że będzie dobrze. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu to mówiąc, więc na pewno tak będzie. Zaczynam w to coraz bardziej wierzyć. Mama odpaliła samochód i ruszyłyśmy.
Dublinie nadjeżdżamy.

*

Na trzęsących się nogach wchodziłam na teren szpital, obok mnie szła mama którą trzymałam mocno za rękę.
-Thea?-zapytała, zatrzymując się w połowie drogi.
-Tak?
-Proszę Ci zostań tutaj, ja zapytam w której sali leży babcia.
-Ale mamo...
-Proszę Cię.
-Dobrze.-odparłam i usiadłam na  jednym z niebieskich krzeseł które stały na środku korytarza. Zamknęłam twarz w dłoniach i lekko zaczęłam bujać się w przód i w tył. Naglę poczułam jak ktoś delikatnie dotyka mojej ręki.
-Coś się stało?-zapytała mnie dziewczynka, wyglądała mniej więcej na dziewięć lat, miała śliczne niebieskie oczy takiej jak Niall, a na jej głowie była zawiązana chustka z Myszką Miki.
-Moja babcia trafiła wczoraj do tego szpitala, a ja tak naprawdę do końca nie wiem co jej jest.-odparłam.
-Na pewno nic takiego jej się nie stało, będzie dobrze.-odparła.
-Długo już tutaj jesteś?-zapytałam.
-Jakieś dwa lata.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie, choć była chora miała siłę na to aby walczyć. Podziwiałam ją.
-A jak masz na imię?-zapytam znów.
-Ann.-odparła.-A Ty?-tym razem to ona zadała mi pytanie.
-Thea, miło mi Cię poznać.-powiedziałam i lekko uścisnęłam jej rękę którą wyciągnęłam w moją stronę.- Wiesz moja babcia też mam tak na imię.-dodała.
-To fajnie.-ucieszyła się.-Ile masz lat?-zapytała znów.
-Piętnaście.-odpowiedziałam.-A Ty?
-Ja mam dziesięć.-powiedziała, czyli nie dużo pomyliłam się.
-A gdzie mieszkasz?-zapytała.
-W Mullingar.-odparłam.
-A długo tu zostaniesz?
-Nie wiem, to zależy o tego jak będzie czuć się moja babcia.
-Pewnie zastanawiasz się na co jestem chora, co nie?-zapytała.
-Nie bardzo, jesteś chora to widać nie chce być nie miła pytając o szczegóły.-oparłam.
- Mam białaczkę.-powiedziała.-Lekarze starają się ale chyba za dobrze im to nie wychodzi skoro ciągle tutaj jestem.
-W końcu uda się im Cię wyleczyć, jestem pewna.-mówiąc to popatrzyłam w jej oczy, przypominały mi one o moim przyjacielu.
-Mam do Ciebie prośbę.-powiedziała dziewczynka.
-Tak?
-Zostaniesz moją przyjaciółką?-nie wiedziałam co mam powiedzieć, kiwnęłam tylko głową. A mała rzuciła się na moją szyję.
-Ann tutaj jesteś szukam Cię po całym szpitalu.-powiedziała zdyszanym głosem kobieta po 30.-Ann zostaw panią.-dodała.
-Ale mamo to Thea moja nowa przyjaciółka.-odparła jej mała.
-Miło mi, Alice.-przedstawiła się i podała mi rękę.
-Thea.-odparłam.
-Ann musimy iść, masz badania.-zwróciła się do córki.- Miło było Cię poznać Thea.-dodała.
-Nawzajem.-odparłam.
-Thea przyjdź do mnie później, sala 357!-krzyknęła Ann oddalając się. 
-Na pewno przyjdę.-powiedziałam i pomachałam jej.


*

Siedziałam tak na tym korytarzu i zastanawiałam się gdzie podziała się mama. Zostawiła mnie tu gdzieś godzinę temu. 
-Przepraszam.-powiedziałam podchodząc do recepcji.
-Tak?-zapytała kobieta z burzą blond loków na głowie i okularach na nosie.
-Może mi pani powiedzieć w której sali leży Ann Queen?-zapytałam.
-A kim jesteś dla pani Queen?
-To moja babcia, mama kazała mi tu na nią czekać ale nie mogę już wytrzymać.-odparłam.
-Aha tak, pani Queen leży na sali- mówiąc to przekładała jakieś papiery.- 472.
-A dokładniej gdzie to jest?-zapytałam.
-Czwarte piętro, jak wyjdziesz z windy cały czas prosto. Na drzwiach powinien być numer.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję.-odparłam i miałam już ruszyć kiedy wróciłam do kobiety.-A sala 357?
-Trzecie piętro.-odpowiedziała.
-Dziękuję bardzo.
-Nie ma za co.-powiedziała i wróciła do przeglądania papierów. 
Ruszyłam w stronę windy. Nacisnęłam guzik i czekałam aż winda podjedzie. Po chwili wchodziłam już do niej. Jechałam sama, bałam się. Nie tego że może ona stanąć w miejscu. Bałam się tego co mogę zobaczyć w sali w której leży babcia. Wyobrażałam sobie różne sceny, które nie były za bardzo pozytywne. Winda zatrzymała się na wyznaczonym piętrze, wzięłam głęboki wdech i wyszłam z niej. Rozglądając się dookoła szukałam pokoju do którego zmierzałam.
400. No to idziemy dalej.
420. Spokojnie Thea.
440. Dasz radę.
460. Co raza bliżej.
470. Jeszcze tylko dwie sale.
I jest, 472. Przymknęłam powieki i ponownie wzięłam głęboki wdech. Położyłam dłoń na klamce i delikatnie nacisnęłam ją.
Pomieszczenia było duże i bardzo jasne, na przeciwko drzwi znajdowała się ogromne okno. A obok niego stało łóżko szpitalne, na którym leżała moja babcia. Powstrzymałam się od płaczu i powoli do niej podeszłam. 
-Babciu?-zapytałam cicho. Zero reakcji. Dopiero teraz zauważyłam że jest podłączona do dużej ilości kabelków. Zachłysnęłam się powietrzem i szybko odwróciła się w stronę drzwi aby jak najszybciej stąd wyjść. Wybiegłam z sali i oparłam się o jej drzwi. Po twarzy spływały mi łzy.
-Wszystko w porządku?-zapytała mnie jakaś kobieta.
-Chce do mamy.-odparłam.
-A gdzie jest Twoja mama?
-Nie mam pojęcia.-powiedziałam.
-Thea?-usłyszałam tak znajomy mi głos, szybko podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią.- Gdzie byłaś kochanie?-zapytała choć zapewne znała odpowiedź.
-Ona jest jak warzywko.-powiedziałam i zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
-Wiem.-odparła.
-I co teraz będzie?-zapytałam.
-Nie wiem, kochanie po prostu nie wiem.-powiedziała, a ja poczułam jej łzy na moich włosach.


*

Wieczór. Siedzę w ulubionym fotelu dziadka, który umarł kiedy miałam dziesięć lat, uwielbiałam go. Jak byłam mała zawsze wieczorami siadał w nim a ja na jego kolanach, za każdym razem czytała mi wtedy jakoś bajkę. Teraz zawinięta w ciepły koc siedziałam w nim sama i wpatrywałam się w zdjęcia ustawione na kominku. Na każdym uśmiechnięci od ucha do ucha dziadkowie, mama i ja. Momentalnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Usłyszałam huk.
-Mamo coś się stało?-zapytałam.
-Nic kochanie, to tylko garnek wypadł mi z rąk.-odpowiedziała.
-Może Ci pomogę?-zapytałam znowu.
-Nie trzeba, za chwile kończę i będziemy mogły zjeść ten spóźniony obiad.-odparła.
Szczerze teraz nie mam ochoty na jedzenia, cały czas mam przed oczami babcię, która leży tam sama. Przymknęłam powieki, chwytając telefon wybrałam numer Nialla.
Pierwszy sygnał. Nic.
Drugi sygnał. Nic.
Trzeci sygnał. Nic.
Czwarty.
-Thea?-zapytał, w tle słychać był czyjś śmiech.
-Przeszkadzam?-zapytałam zachrypniętym głosem.
-Oczywiście że nie, Em uspokój się.-powiedział.
-Chyba jednak tak, zadzwonię innym razem.-odparłam, nie dając dojść do słowa blondynowi rozłączyłam się.
Pierwsze pytanie jakie nasunęło mi się na myśl: "Kto to Em?" Przecież nic nie wspominał o żadnej Em. Otarłam policzki, odrzuciłam koc i wstałam, kiedy byłam w progu salonu mój telefon zadzwonił.
-Przykro mi Niall, nie mogę teraz rozmawiać.-powiedziałam i nie zwracając uwagi na dzwoniące urządzenie skierowałam się do kuchni. 
-Dobrze że jesteś, jedzenie gotowe.-powiedziała mama i uśmiechnęła się do mnie. 
Usiadłam przy stole, a ona podała mi pełen talerz spaghetti.
-Nie zjem tyle.-odparłam.
-Thea masz jeść.-powiedziała.
-Ale mamo...
-Bez ale proszę, zrób to dla mnie.-przerwała mi, nie chętnie wzięłam widelec do ręki i zaczęłam jeść.
Tym razem zadzwonił telefon mamy.
-Ciekawe kto to?-zadała pytanie i wyciągnęła go z torebki.-Niall?
-Nie odbieraj.-poprosiłam.
-Dlaczego?-zapytała.
-Bo nie.
-Thea przestań, to Twój przyjaciel.-powiedziała i przyłożyła urządzenie do ucha.-Tak?
-Tak.-powiedziała znowu po tym jak blondyn coś jej tłumaczył.-Tak, już daje.- wyciągnęła w moja stronę przedmiot, ja pokręciłam głową.-Weź go.-poprosiła, nie chętnie przyłożyłam urządzenia do ucha.
-Słucham?-zapytałam, mama w tym czasie opuściła kuchnie.
-Dlaczego się rozłączyłaś?-zapytał, słychać było że jest zły.
-Nie chciałam przeszkadzać.-odparłam.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz.-powiedział, a ja lekko pokręciłam głową.- Jak babcia?-zapytał, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.-Thea, co się dziej?-zapytał znowu.
-Leży jak warzywko, zero kontaktu.- odparłam.-Niall ja nie dam rady.-dodałam.
-Thea wszystko będzie dobrze.
-Nie mów że wszystko będzie dobrze, bo nie będzie. 
-Uspokój się.
-Czy Ty zawsze musisz mnie uspokajać, Niall ona z tego nie wyjdzie.-powiedziałam.
-Wyjdzie, trzeba się modlić.-odparł.
-Boga nie ma, on zabiera mi wszystko co jest dla mnie ważne. Tatę, dziadka, Ciebie, a teraz chce zabrać mi ją.
-Ale ja żyję Thea, ona też będzie żyć.-powiedział.
-Ale pozostali nie. Niall co jest ze mną nie tak, że On tak mnie kara?-zapytałam.
-Nic nie jest z Tobą nie tak, jesteś cudowna dziewczyną, to nie Twoja wina że oni odeszli lub zachorowali, tak po prostu miało być.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Nie ma za co.-odparł.
-Zostaje w Dublinie.-poinformowałam go.
-Jak to?-zapytał.
-Przenosimy się tutaj, żeby być bliżej babci.-odparłam.
-Czyli teraz miejscem naszych spotkać będzie Dublin?-zapytał.
-Nie.-powiedziałam.-Jak było w umowie 29 czerwiec, Mullingar.
-Dobrze Thea.
-Muszę kończyć, kocham Cię.-powiedziałam.
-Ja Ciebie też.-odpowiedział, w tym momencie rozłączyłam się.
W kuchni pojawiła się znowu mama, przytuliła mnie mocno i powiedziała:
-Z Tobą kochanie jest wszystko w porządku.
-Znów zaczynamy od nowa?-zapytałam.
-Niestety.-odparła, a ja tylko pokiwałam głową i wróciłam do jedzenia.
Nowo-stare miejsce.
Nowe problemy.
Nowe wyzwania.
Nowe przygody.
Nowe rozczarowania.
Nowe smutki i radości.


***

Przepraszam za wszystkie błędy 



I co Wy na to?
Podoba się?
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii, może być nawet ta najgorsza :P
Co do Wery na pewno się jeszcze pojawi, aktualnie szukam jakiejś dziewczyny która będzie idealna dla tej postaci ;)

Rozdziała dodaje tutaj, bo na "Love and Pain" jakoś nie mogę skończyć pisać ;P ale nowy tam postaram się dodać tak do soboty ;))

Dziękuje za komentarze ;**
Kocham Was :D
Do następnego ;))

26 stycznia 2013

1.


28 czerwca 2009

-O której będziesz w Mullingar?-zapytałam siedząc na łóżku gotowa do snu z telefonem przy uchu.
-Jest drobny problem Thea.-powiedział, a w jego głosie było słychać coś takiego jak jeszcze nigdy dotąd.
-Jaki problem?-zapytałam, próbowałam nie dać po sobie poznać że coś jest nie tak.
-Samolot.-odparł.-Odwołali mój lot.-dodał.
-Mówisz poważnie, czy po prostu nie chcesz przyjechać bo tam jest Ci lepiej?-zapytałam.
-Thea to nie o to chodzi..-powiedział.
-Mów prawdę.-poprosiłam.
-To jest prawda.-podniósł trochę głos.
-Dobrze.-powiedziałam, kłótnia i tak nie miałaby teraz sensu.-Wiesz co Niall muszę kończyć, śpij dobrze i spędź nasz dzień w miłym towarzystwie.-dodałam i rozłączyłam się zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. Wtulona w misia którego dostałam od niego na 10 urodziny, zasnęłam.

29 czerwca 2009

-Thea wstawaj!- krzyknęła moja mama nad moją głową.
-Dajcie mi spokój.-powiedziałam i przykryłam głowę poduszką.
-Na pewno mam dać Ci spokój? Podobno to nasz dzień.-usłyszałam głos Nialla. Momentalnie podniosłam się i rzuciłam w ramiona chłopaka.- Tęskniłem.-wyszeptał do mojego ucha.
-Ja też.-odpowiedziałam. -Albo nie, okłamałeś mnie za kłamcami nie tęsknię.-powiedziałam i walnęłam go w ramię.
-To miała być niespodzianka, a z tego co widzę to udała mi się.-mówiąc to zmierzył mnie od góry do dołu.-Ubiera się, mamy coś do załatwienia.-powiedział próbując powstrzymać śmiech, który wywołały u niego moje pidżamy.
-Co szesnastolatek i piętnastolatka mogą mieć do załatwienia?-zapytałam.
-Nie było mnie tu kilka miesięcy musisz pokazać co się zmieniło.-odparł.-Ty się ubieraj, a ja zjem śniadanie.-dodał.
-Tylko zostaw coś dla mnie!-krzyknęłam.
-Oczywiście jak zawsze.-odkrzyknął.
-Czyli nic.-powiedziałam do siebie i z szafy wyciągnęłam jakieś ubrania i ruszyłam do łazienki. Całe przygotowania zajęły mi nie całe 15 minut.
Po chwili byłam już na dole, kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam Nialla który w ręku trzymał patelnię i robił naleśniki. Popatrzyłam na mamę.
-Nie parz na mnie, stwierdził że sama zrobi Ci śniadanie, ale z tego co widzę muszę go pilnować żeby nie puścił z dymem naszego domu.-powiedziała.
-Teraz to ja go popilnuję.-odpowiedziałam.
-Niall proszę nie zrób nic z tą patelnią, lubię ją i nie chce aby wylądowała w koszu.-powiedziała do blondyna i wstała od stołu.
-Spokojnie, nic z nią nie zrobię, będzie cała, obiecuje.-odparł, a ja zaśmiałam się.
-A ty z czego się cieszysz?-zapytał mnie kiedy już byliśmy sami.
-Masz gustowny fartuszek.-mówiąc to wybuchłam głośnym śmiechem.
-Śmiej się dalej, to nie dostaniesz naleśników.
-Już nic nie mówię.-powiedziałam i usiadłam przy wysepce, patrzyłam jak mój przyjaciel z skupieniem na twarzy przewracał ciasto na patelni. Znów wybuchłam śmiechem kiedy naleśnik spadł mu na ziemi. Niall popatrzył na mnie z gniewem w oczach, wyłączył gaz i powiedział:
-Masz trzy sekundy na ucieczkę, raz-zaczął odliczać a ja w szybkim tempie zeskoczyłam z krzesła i puściłam się biegiem w stronę drzwi wyjściowych.
-Mamo my wychodzimy, nie będziemy już jeść.-udało mi się tylko krzyknąć kiedy przekraczałam próg domu, za mną  biegł blondyn. W ogrodzi mnie dogonił, złapał w pasie i zaczął kręcić się w kółko.
-Idioto przestań!-krzyczałam przez śmiech, naglę wywaliliśmy się i chłopak wylądował na mnie.
-Tak bardzo mi tego brakowało.-powiedział i schodząc ze mnie położył się obok.
-Nie tylko Tobie.-odparłam i przekręciłam się na bok, podpierając się na łokciu. Przez chwilę przyglądałam się jego idealnej twarz.
-Nie patrz tak na mnie to pali, bazyliszku.- mówiąc to zaczął się śmiać.
-Brakowało mi tego śmiechu na żywo.- wymknęło mi się, za nim ugryzłam się w język.
-A mi brakowało tego jak się rumienisz.-odparł i położył się w takiej pozycji jak ja.
-Przestań!-powiedziałam i lekko go popchnęłam do tyło.
-Ale to prawda, wyglądasz wtedy tak uroczo.
-Spadaj.-mówiąc to wstałam, a Nialla parzył na mnie z dołu.-Masz zamiar tak leżeć przez cały dzień?-zapytałam.
-Nie, teraz pójdziemy coś zjeść.-powiedział i podniósł się.-Pani pozwoli?-zapytał i wyciągnął w moją stronę rękę.
-Oczywiście proszę pan.-odparłam i złapałam ją.
-To gdzie idziemy?-zapytał, popatrzyłam na niego.
-Do Bena!-powiedzieliśmy równo i ruszyliśmy wzdłuż ulicy.
Przeszliśmy tak już dwie przecznice, rozmawiając, śmiejąc się i oczywiście popychając.
Na miejscu byliśmy po 20 minutach.
-O Thea jak miło Cię znowu widzieć.-powiedział starszy pan z siwimy włosami.
-Witaj Ben.-odparłam.-Zobacz kogo Ci przyprowadziłam.-dodałam i pokazałam na blondyna.
-Kogo ja tu widzę Niall Horan!-powiedział uradowany.
-Dzień dobry Ben.
-Nie stój tak, chodź tu do mnie.-mówiąc to wyciągnął ręce w jego stronę, blondyn przytulił mężczyznę.- A teraz siadać, a ja robię wam to co zawsze?-zapytał, popatrzyliśmy na siebie.
-Tak!-powiedzieliśmy oboje i znów wybuchliśmy śmiechem.
-Oj dzieciaki, dobrze widzieć was znów razem.-powiedział staruszek i poszedł w stronę kuchni.
Rozmawialiśmy o wszystkim, tematy nie kończył się nam choć i tak codziennie rozmawialiśmy przez telefon czy skypa.
-Niall Horan?- usłyszałam za sobą piskliwy głos Wery Mind, popatrzyłam na twarz mojego przyjaciela, który najwidoczniej był w siódmy niebie że właśnie TA blondynka o nim pamięta, choć tak naprawdę nigdy nie zwracała na niego większej uwagi.
-Wera jak miło Ci widzieć.-odpowiedziała jej, na co ja przewróciłam oczami.
-Wróciłeś?-zapytała i przysiadła się obok niego.
-Ja też tu jestem.-powiedziałam i popatrzyłam na nią.
-No tak yyyy....-pokazała na mnie palcem i zaczęła zastanawiać się jak mam na imię.
-Thea.-podpowiedział jej Niall.
-Właśnie Thea.-wypowiadając moje imię uśmiechnęła się z pogardą.
-Idę do ubikacji.-powiedziałam i wstałam od stołu. Niall nawet nie zauważył że coś do niego mówiłam, a tym bardziej że nie siedzie już na przeciwko niego.
Weszłam do damskiej toalety i opierając się o umywalkę popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze.
-Jesteś taka głupia Thea.-powiedziałam do siebie i odkręciłam kran, oblałam twarz wodą. - Naiwna idiotka.-dodałam.
-Wcale nie jesteś idiotką, a tym bardziej nie jesteś głupia.-usłyszałam głos mojego przyjaciela, odwróciłam się i zobaczyłam jego postać opierającą się o futrynę.
-Co Wera już poszła?-zapytałam.-Jaka szkoda.-dodałam mijając go w drzwiach.
-Spławiłem ją.-odpowiedział idąc za mną.
-Naprawdę?-zapytałam przystając przy barze i pokazując mu boks w którym siedzieliśmy, że blondynka dalej w nim się znajduję.
-Cholera.-powiedział.
-Może na wynos?-zapytał Ben, podając nam już zapakowane jedzenie. Uśmiechnęliśmy się i zabierając przygotowany posiłek wyszliśmy z baru.
-Jesteś zła?-zapytał blondyn.
-Niby dlaczego mam być zła?-zapytałam.
-No wiesz ta cała scena z Werą?
-Nie jestem.-skłamałam.
-Przecież widzę że jesteś.-powiedział i lekko mnie popchną.
-Zabiję Cię Horan.-podniosłam głos.
-Uuuu już się boję.-odparł i puścił się pędem przed siebie.
-Nie żyjesz!- krzyknęłam za nim i zaczęłam go gonić.
Chłopak wybuchł śmiechem, śmiechem którym umiał zarazić mnie nawet wtedy kiedy byłam w najgorszym humorze.
Goniłam go dobre pięć minut, kiedy nagle zatrzymał się.
-I co mam Cię!-powiedziałam uradowana łapiąc go za rękę.
-Widzisz gdzie jesteśmy?-zapytał, rozglądnęłam się dookoła. Oczywiście że wiedziałam gdzie jesteśmy.
-Jasne że tak.-odparłam.
-Zostaniemy tu?-zapytał patrząc na mnie, a ja tylko pokiwałam głową. Ciągnąc mnie za rękę posadził mnie na skraju "naszego urwiska".
-To co jemy?-zapytał ponownie.
-Daj mi to bo jestem strasznie głodna.-powiedziałam i wyrwałam z jego reki pakunek który był przeznaczony dla mnie.
-Nic się nie zmieniłaś.-powiedział po chwili ciszy Niall.
-Co masz na myśli?-zapytałam bacznie przyglądając mu się.
-Dalej jesz za trzech...
-A Ty chyba za dziesięciu.-przerwałam mu i wybuchłam śmiechem.
-Wciąż tak cudownie się śmiejesz, wciąż jesteś moją Theą.-dopowiedział.
Zrobił mi się tak ciepło na sercu.
-I dalej tak fajnie rumienisz się kiedy mowie Ci komplementy.-dodał, a ja popatrzyłam na niego.
-Brakowało mi Ciebie.-powiedziałam i przybliżyłam się do niego. On objął mnie ramieniem i szepnął w moje włosy.
-Mi Ciebie bardziej.

*

-Chyba już pora wracać, co nie?-zapytałam, było już po 20. A my nadal siedzieliśmy w tym samym miejscu.-O której macie lot?-zapytałam.
-Gdzieś koło 22.-odparł.
-To na co czekamy, musimy iść.-powiedziałam i szybko podniosłam się.-Niall no rusz się!-krzyknęłam na chłopaka, a on tylko wybuchł śmiechem.-Co Cię tak bawi?-zapytałam.
-Koło 22 ale za tydzień.-powiedział.
-Co?-zapytałam.
-Za tydzień.-powtórzył.
-Zostajesz na tydzień?-zapytałam znowu.
-Tak!- na moje twarzy momentalnie pojawił się jeszcze większy uśmiech, od razu przytuliłam się do niego.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?-zapytałam lekko odsuwając się od niego.
-To miała być niespodzianka.-odparł.
-Już druga tego dnia, masz jeszcze jakiegoś niusa dla mnie?-zapytałam.
-No tak jakby.-odpowiedział.
-O co chodzi?-zapytałam.
-Jeszcze ze mną za tydzień do Londynu!-powiedział, a ja spoważniałam.
-Żartujesz?-zapytałam.
-Nie głuptasie.-mówiąc to wybuch jeszcze głośniejszym śmiechem.
-Jadę do Londynu?
-Tak!
-Jadę do Londynu!-wykrzyczałam i zaczęłam skakać jak głupia. Znowu rzuciłam się na blondyna i przytuliłam go do siebie.-Kocham Cię!-wyszeptałam w jego szyje.
-Ja Ciebie też Thea.-odparł.-A teraz chodź bo jestem już głodny.-powiedział i łącząc nasze ręce ruszyliśmy w stronę mojego domu.




***

Przepraszam za wszystkie błędy 

I jest jedynka :P
Co Wy na to?

Dziękuje za komentarze ;**
Do następnego ;))

6 stycznia 2013

Prolog.


29 czerwca 2008

-Thea?-zapytał mnie.
-Hmm?-mruknęłam nawet nie otwierając oczu. Było mi dobrze tak jak było. Siedziałam oparta o mojego przyjaciela, a zachodzące słońce ostatnimi promieniami ogrzewało moją twarz. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.
-Muszę Ci coś powiedzieć.-powiedział, otwarłam jedno oko.
-Śmiało nie zabiję Cię.-odparłam i lekko zaśmiałam się. On tego nie zrobił. Momentalnie wyprostowałam się.- Co się stało?-zapytałam.
-Thea...-zaczął, ale nie doczekałam się dalszego ciągu.
-Niall wykrztuś to z siebie.-mówiłam to z paniką w głosie.
-Wyprowadzam się.-powiedział nie patrząc w moje oczy.
-Co?-zapytałam.
-Wyprowadzam się.- zwrócił się w moją stronę.
-Wyprowadzasz się.- powtórzyłam i popatrzyłam w dal.- Dlaczego?-zapytałam.
-Rozwodzą się.-powiedział tylko tyle, popatrzyłam na niego i od razu przytuliłam go do siebie.
-Będzie dobrze.-szepnęłam mu do ucha.
-Nie chce Cię tu zostawiać.-powiedział.
-Nie zostawisz.-odparłam.-Będziesz przecież odwiedzał dziadków, a przy okazji mnie.
-Kocham Cię Thea.-wyszeptał w moje włosy.
-Ja Ciebie też Niall.-odparłam, to była szczera prawda kochałam go jak szalona, ale on tego nie widział. Dla niego byłam tylko przyjaciółką, co bolała ale nic nie mogłam na to poradzić.
W pewnym momencie odsunęłam się od niego.
-Kiedy wyjeżdżasz?-zapytałam.
-Jutro.
-To musimy już iść.-powiedziałam i wstałam. Blondyn zrobił to samo i już po chwili szliśmy obok siebie. Całą drogę do domu milczeliśmy, nie było sensu rozmawiać o głupotach. Zatrzymaliśmy się pod moim domem. Patrzyłam na niego, zapamiętując każdy szczegół jego twarzy.
-Coś nie tak?-zapytał, a ja mocno wtuliłam się w niego. 
-Obiecaj mi coś.-poprosiłam szeptem.
-Co tylko chcesz Thea.-odparł.
-Spotykajmy się co roku, 29 czerwca.-powiedziałam.-Cały dzień tylko dla naszej dwójki. Ty i ja. Jeden dzień.
-Tylko jeden dzień?-zapytał.
-To aż jeden dzień Niall.- odparłam i ruszyłam w stronę domu.-Powodzenia Horan!- krzyknęłam machając do niego.
-Do zobaczenia Queen!!!-odpowiedział mi, odmachał i ruszył w stronę swojego domu.
-Tak do zobaczenia za rok.-powiedziałam sama do siebie.


***

 Przepraszam za wszystkie błędy


Pierwszy raz piszę prolog w takiej formie.
Dialog.
Nie wiem czy jest dobry.
Ale nic nie mówię.


Mam do was prośbę jeśli gdzieś już czytałyście, czytacie bloga o podobnym zarysie i na podstawi tej książki lub filmu na której się wzoruję to napiszcie to ;)) Będę bardzo wdzięczna ;P 

Teraz zostawiam Was z tym o to prologiem, chyba na długi okres czasu a może nie ;) nie wiem jeszcze ...

Zastanawiam się czy jest sens pisanie tego wszystkiego... Ale zobaczę ;) 
A i jeszcze jedno zastanawiam się czy nie zmienić tego bloga, żeby nie był już związany z One Direction ... Ale zobaczę na razie niech będzie tak jak jest ;) 

5 stycznia 2013

Bohaterowie.




Thea Queen

Dziewczyna której nie da się nie lubić.
 Z reguły na świat patrzy z dystansem.
Jest optymistką, pesymistką i realistką w jednej chwili.
Zawsze umie znaleźć wyjście z każdej sytuacji.
Kocha tych którzy na to zasługują.




 Niall Horan

Z pozoru normalny chłopak, który miał wielkie szczęście.
Jest członkiem znanego na całym świecie zespołu One Direction.


W pozostałych rolach:



Pozostała czwórka chłopaków którzy należą do zespoły One Direction.

Zayn Malik 
Liam Payne
Louis Tomlinson
Harry Styles



 Wera Mind

Piękność Mullingar.
Uważa że każdy powinien ją uwielbiać,
ale sama nie ma takiego zamiaru w stosunku do innych.



Emma Cruise

Dziewczyna która ma dobre serce.
Pomaga każdemu jak tylko może.


Od góry od lewej:

Ivi, Katy, Holly
Nick, Sean, Max

***

I to teraz jest pewne coś siadło mi na mózg.
Kolejny blog.
Inspiracja : Film i książka pt. "Jeden dzień"
Jak widzicie nie podaje wieku bohaterów, ponieważ będzie on szybko zmieniał się ;)

Nie wiem kiedy go zacznę może już , a bardzo możliwe że może to zdarzyć się dopiero na feriach ;P
Jeśli dojdą jacyś bohaterowie, a na pewno tak będzie dodam ich na czasie ;D