Tydzień później
-I jak gotowa?-zapytał Niall, uśmiechając się w moją stronę.
-Tak.-odparłam, razem zeszliśmy na dół.
-Mamo?-zapytałam wchodząc do kuchni, ona siedziała do mnie tyłem z telefonem w ręku.- Mamo, co się stało?-zapytałam, popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.-Mamo odpowiedz.-powiedziałam znowu.
-Babcia.-tylko tyle wydobyła ze swojego gardła.
-Co z nią?-zapytałam znowu, a w myślach powtarzałam sobie żeby nie było to o czym myślę.
-Jest w szpitalu.-odpowiedziała.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Miała wylew.- kiedy to mówiła popatrzyłam w stronę blondyna który stał w drzwiach do pomieszczenia.
-Jedziemy do niej.-powiedziałam twardo.
-Ja jadę do Dublina, Ty jedziesz do Londynu.-odparła.
-Nie.-powiedziałam ostro.
-Thea...
-Nie!-przerwałam jej, popatrzyłam przepraszająco w stronę mojego przyjaciela, a on tylko kiwną głową że rozumie.-Londyn poczeka, a...-przerwałam.-Babcia może nie.-dodałam ciszej.
-Słońce.-tylko tyle powiedziała i przytuliła mnie do siebie.
Niall patrzył na mnie, a ja bez głoście powiedziałam "przepraszam". Chłopka pokręcił głową, a z jego warg wyczytałam "nie ma za co".
Puściłam mamę i powiedziałam:
-Odprowadzę Niall i jedziemy.-ona tylko pokiwała głową , a my razem wyszliśmy z domu.
-Przepraszam.-powiedziałam znowu.
-Nie masz za co przepraszać, sam pojechałbym z Tobą, ale wiesz bilet.-odparł i podrapała się po głowie, a ja mocno się w niego wtuliłam.
-Nie chce żeby umarła.-powiedziałam przez łzy.
-Nie umrze, musi jeszcze zobaczyć swoją piękna wnuczkę na ślubnym kobiercu.-mówiąc to delikatnie gładził moje plecy.-Tej okazji na pewno nie przepuści.-zaśmiał się lekko, dobrze znał babcie Ann, a ona jego. Od samego początku kiedy zaczęliśmy się przyjaźnić traktowała go jak swojego drugiego wnuka.
-A jeśli nie?-zapytałam.
-Thea myśl pozytywnie!-podniósł trochę głos.-Będę się modlił o to żeby wszystko było dobrze, wyproszę to nawet jeśli będę musiał zawiązać pakt z diabłem, wyjdzie z tego.-dodał.-Obiecuje.-ja tylko pokiwałam głową.
-Kiedy znów się zobaczymy?-zapytałam znowu.
-Nie mam pojęcia Thea.-odparł, a ja wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
-To do zobaczenia za rok?-po raz kolejny zadałam pytanie.
-Na to wygląda.-odparł.
-Kocham Cię blondasku.-powiedziałam i złożyłam na jego policzku buziaka.
-Ja Ciebie bardziej Thea.-kiedy to mówił popatrzył w moje oczy, ja tylko uśmiechnęłam się lekko.
-To leć bo nie zdążysz na samolot.-mówiąc to delikatnie go walnęłam w ramie, a on mi oddał.-Ej!-krzyknęłam.
-No co?-zapytał.
-Wiesz ile mam już siniaków przez ten tydzień na ciele?-zapytałam.
-To tak na całoroczny zapas.-kiedy to powiedział, moje oczy znów zaszły się łzami.-Ej bez płaczu, damy radę, kto jak nie my?-zapytał.
-I znów będzie mi ciebie tak cholernie brakowało.-odpowiedziałam, choć moja wypowiedź nie była niczym związana z ostatnimi słowami blondyna.
-Będziemy robić jak przez ten rok, a poza tym Ty masz tu lepiej.-powiedział.
-Niby dlaczego?-zapytałam.
-Jak to masz Seana, Maxa, Nicka, Ivi, Katy i Holly.-zaczął wymieniać.-A ja co? Nie mam tam nikogo.
-A Ci nowi znajomi, to co?-zapytałam.
-Nawet nie wiesz ile bym dał żeby mieć was wszystkich przy sobie, jest mi ciężko ale daje radę.-powiedział.
-Może przyjedziesz jakoś wcześniej niż na 29?-zapytałam znów z nadzieją w głosie.
-Wiesz że to nie zależy ode mnie, prawda.-odparł smutno.
-No tak.
-Thea i jak?-zapytała mama wychodząc na werandę.
-Już moment.-powiedziałam do niej, ona weszła z powrotem do domu i popatrzyłam znowu na chłopaka.-No to do zobaczenia za rok Horan.-mówiąc to znowu powiesiłam się na jego szyi.
-Do zobaczenia Queen.-wyszeptał w moją szyję i lekko dotknął ja swoimi wargami.
Puściłam go i ze łzami w oczach weszłam do domu.
-Mamo!-krzyknęłam, drobna kobieta przed 40 wyszła z salonu.
-Już?-zapytała, a ja tylko pokiwałam głową i rzuciłam się w jej ramiona.
-Spokojnie wróci.-powiedziała i zaczęła gładzić moje plecy.
-Wiem mamo, wiem.-oparłam.-Jedziemy?-zapytałam.
-Tak.-odparła i pociągnęłam mnie za rękę w stronę wyjścia. Przy drzwiach stały dwie walizki, wzięłyśmy je i wyszłyśmy na dwór. W tym samym momencie powiał przyjemny wiatr, wzięłam głęboki oddech i pakując walizki do bagażnika zastanawiałam się czy wszystko będzie dobrze. Musi być dobrze, przecież Niall powiedział że będzie dobrze. Usiadłam na miejscy pasażera i lekko uśmiechnęłam się do mamy.
-Będzie dobrze Thea, nie martw się.-powiedział. A ja tylko pokiwałam głową, ona też mówi że będzie dobrze. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu to mówiąc, więc na pewno tak będzie. Zaczynam w to coraz bardziej wierzyć. Mama odpaliła samochód i ruszyłyśmy.
Dublinie nadjeżdżamy.
*
Rozdziała dodaje tutaj, bo na "Love and Pain" jakoś nie mogę skończyć pisać ;P ale nowy tam postaram się dodać tak do soboty ;))
Na trzęsących się nogach wchodziłam na teren szpital, obok mnie szła mama którą trzymałam mocno za rękę.
-Thea?-zapytała, zatrzymując się w połowie drogi.
-Proszę Ci zostań tutaj, ja zapytam w której sali leży babcia.
-Ale mamo...
-Proszę Cię.
-Dobrze.-odparłam i usiadłam na jednym z niebieskich krzeseł które stały na środku korytarza. Zamknęłam twarz w dłoniach i lekko zaczęłam bujać się w przód i w tył. Naglę poczułam jak ktoś delikatnie dotyka mojej ręki.
-Coś się stało?-zapytała mnie dziewczynka, wyglądała mniej więcej na dziewięć lat, miała śliczne niebieskie oczy takiej jak Niall, a na jej głowie była zawiązana chustka z Myszką Miki.
-Moja babcia trafiła wczoraj do tego szpitala, a ja tak naprawdę do końca nie wiem co jej jest.-odparłam.
-Na pewno nic takiego jej się nie stało, będzie dobrze.-odparła.
-Długo już tutaj jesteś?-zapytałam.
-Jakieś dwa lata.-odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie, choć była chora miała siłę na to aby walczyć. Podziwiałam ją.
-A jak masz na imię?-zapytam znów.
-Ann.-odparła.-A Ty?-tym razem to ona zadała mi pytanie.
-Thea, miło mi Cię poznać.-powiedziałam i lekko uścisnęłam jej rękę którą wyciągnęłam w moją stronę.- Wiesz moja babcia też mam tak na imię.-dodała.
-To fajnie.-ucieszyła się.-Ile masz lat?-zapytała znów.
-Piętnaście.-odpowiedziałam.-A Ty?
-Ja mam dziesięć.-powiedziała, czyli nie dużo pomyliłam się.
-A gdzie mieszkasz?-zapytała.
-W Mullingar.-odparłam.
-A długo tu zostaniesz?
-Nie wiem, to zależy o tego jak będzie czuć się moja babcia.
-Pewnie zastanawiasz się na co jestem chora, co nie?-zapytała.
-Nie bardzo, jesteś chora to widać nie chce być nie miła pytając o szczegóły.-oparłam.
- Mam białaczkę.-powiedziała.-Lekarze starają się ale chyba za dobrze im to nie wychodzi skoro ciągle tutaj jestem.
-W końcu uda się im Cię wyleczyć, jestem pewna.-mówiąc to popatrzyłam w jej oczy, przypominały mi one o moim przyjacielu.
-Mam do Ciebie prośbę.-powiedziała dziewczynka.
-Tak?
-Zostaniesz moją przyjaciółką?-nie wiedziałam co mam powiedzieć, kiwnęłam tylko głową. A mała rzuciła się na moją szyję.
-Ann tutaj jesteś szukam Cię po całym szpitalu.-powiedziała zdyszanym głosem kobieta po 30.-Ann zostaw panią.-dodała.
-Ale mamo to Thea moja nowa przyjaciółka.-odparła jej mała.
-Miło mi, Alice.-przedstawiła się i podała mi rękę.
-Thea.-odparłam.
-Ann musimy iść, masz badania.-zwróciła się do córki.- Miło było Cię poznać Thea.-dodała.
-Nawzajem.-odparłam.
-Thea przyjdź do mnie później, sala 357!-krzyknęła Ann oddalając się.
-Na pewno przyjdę.-powiedziałam i pomachałam jej.
*
Siedziałam tak na tym korytarzu i zastanawiałam się gdzie podziała się mama. Zostawiła mnie tu gdzieś godzinę temu.
-Przepraszam.-powiedziałam podchodząc do recepcji.
-Tak?-zapytała kobieta z burzą blond loków na głowie i okularach na nosie.
-Może mi pani powiedzieć w której sali leży Ann Queen?-zapytałam.
-A kim jesteś dla pani Queen?
-To moja babcia, mama kazała mi tu na nią czekać ale nie mogę już wytrzymać.-odparłam.
-Aha tak, pani Queen leży na sali- mówiąc to przekładała jakieś papiery.- 472.
-A dokładniej gdzie to jest?-zapytałam.
-Czwarte piętro, jak wyjdziesz z windy cały czas prosto. Na drzwiach powinien być numer.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję.-odparłam i miałam już ruszyć kiedy wróciłam do kobiety.-A sala 357?
-Trzecie piętro.-odpowiedziała.
-Dziękuję bardzo.
-Nie ma za co.-powiedziała i wróciła do przeglądania papierów.
Ruszyłam w stronę windy. Nacisnęłam guzik i czekałam aż winda podjedzie. Po chwili wchodziłam już do niej. Jechałam sama, bałam się. Nie tego że może ona stanąć w miejscu. Bałam się tego co mogę zobaczyć w sali w której leży babcia. Wyobrażałam sobie różne sceny, które nie były za bardzo pozytywne. Winda zatrzymała się na wyznaczonym piętrze, wzięłam głęboki wdech i wyszłam z niej. Rozglądając się dookoła szukałam pokoju do którego zmierzałam.
400. No to idziemy dalej.
420. Spokojnie Thea.
440. Dasz radę.
460. Co raza bliżej.
470. Jeszcze tylko dwie sale.
I jest, 472. Przymknęłam powieki i ponownie wzięłam głęboki wdech. Położyłam dłoń na klamce i delikatnie nacisnęłam ją.
Pomieszczenia było duże i bardzo jasne, na przeciwko drzwi znajdowała się ogromne okno. A obok niego stało łóżko szpitalne, na którym leżała moja babcia. Powstrzymałam się od płaczu i powoli do niej podeszłam.
-Babciu?-zapytałam cicho. Zero reakcji. Dopiero teraz zauważyłam że jest podłączona do dużej ilości kabelków. Zachłysnęłam się powietrzem i szybko odwróciła się w stronę drzwi aby jak najszybciej stąd wyjść. Wybiegłam z sali i oparłam się o jej drzwi. Po twarzy spływały mi łzy.
-Wszystko w porządku?-zapytała mnie jakaś kobieta.
-Chce do mamy.-odparłam.
-A gdzie jest Twoja mama?
-Nie mam pojęcia.-powiedziałam.
-Thea?-usłyszałam tak znajomy mi głos, szybko podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią.- Gdzie byłaś kochanie?-zapytała choć zapewne znała odpowiedź.
-Ona jest jak warzywko.-powiedziałam i zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
-Wiem.-odparła.
-I co teraz będzie?-zapytałam.
-Nie wiem, kochanie po prostu nie wiem.-powiedziała, a ja poczułam jej łzy na moich włosach.
*
Wieczór. Siedzę w ulubionym fotelu dziadka, który umarł kiedy miałam dziesięć lat, uwielbiałam go. Jak byłam mała zawsze wieczorami siadał w nim a ja na jego kolanach, za każdym razem czytała mi wtedy jakoś bajkę. Teraz zawinięta w ciepły koc siedziałam w nim sama i wpatrywałam się w zdjęcia ustawione na kominku. Na każdym uśmiechnięci od ucha do ucha dziadkowie, mama i ja. Momentalnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Usłyszałam huk.
-Mamo coś się stało?-zapytałam.
-Nic kochanie, to tylko garnek wypadł mi z rąk.-odpowiedziała.
-Może Ci pomogę?-zapytałam znowu.
-Nie trzeba, za chwile kończę i będziemy mogły zjeść ten spóźniony obiad.-odparła.
Szczerze teraz nie mam ochoty na jedzenia, cały czas mam przed oczami babcię, która leży tam sama. Przymknęłam powieki, chwytając telefon wybrałam numer Nialla.
Pierwszy sygnał. Nic.
Drugi sygnał. Nic.
Trzeci sygnał. Nic.
Czwarty.
-Thea?-zapytał, w tle słychać był czyjś śmiech.
-Przeszkadzam?-zapytałam zachrypniętym głosem.
-Oczywiście że nie, Em uspokój się.-powiedział.
-Chyba jednak tak, zadzwonię innym razem.-odparłam, nie dając dojść do słowa blondynowi rozłączyłam się.
Pierwsze pytanie jakie nasunęło mi się na myśl: "Kto to Em?" Przecież nic nie wspominał o żadnej Em. Otarłam policzki, odrzuciłam koc i wstałam, kiedy byłam w progu salonu mój telefon zadzwonił.
-Przykro mi Niall, nie mogę teraz rozmawiać.-powiedziałam i nie zwracając uwagi na dzwoniące urządzenie skierowałam się do kuchni.
-Dobrze że jesteś, jedzenie gotowe.-powiedziała mama i uśmiechnęła się do mnie.
Usiadłam przy stole, a ona podała mi pełen talerz spaghetti.
-Nie zjem tyle.-odparłam.
-Thea masz jeść.-powiedziała.
-Ale mamo...
-Bez ale proszę, zrób to dla mnie.-przerwała mi, nie chętnie wzięłam widelec do ręki i zaczęłam jeść.
Tym razem zadzwonił telefon mamy.
-Ciekawe kto to?-zadała pytanie i wyciągnęła go z torebki.-Niall?
-Nie odbieraj.-poprosiłam.
-Dlaczego?-zapytała.
-Bo nie.
-Thea przestań, to Twój przyjaciel.-powiedziała i przyłożyła urządzenie do ucha.-Tak?
-Tak.-powiedziała znowu po tym jak blondyn coś jej tłumaczył.-Tak, już daje.- wyciągnęła w moja stronę przedmiot, ja pokręciłam głową.-Weź go.-poprosiła, nie chętnie przyłożyłam urządzenia do ucha.
-Słucham?-zapytałam, mama w tym czasie opuściła kuchnie.
-Dlaczego się rozłączyłaś?-zapytał, słychać było że jest zły.
-Nie chciałam przeszkadzać.-odparłam.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz.-powiedział, a ja lekko pokręciłam głową.- Jak babcia?-zapytał, a ja rozpłakałam się jak małe dziecko.-Thea, co się dziej?-zapytał znowu.
-Leży jak warzywko, zero kontaktu.- odparłam.-Niall ja nie dam rady.-dodałam.
-Thea wszystko będzie dobrze.
-Nie mów że wszystko będzie dobrze, bo nie będzie.
-Uspokój się.
-Czy Ty zawsze musisz mnie uspokajać, Niall ona z tego nie wyjdzie.-powiedziałam.
-Wyjdzie, trzeba się modlić.-odparł.
-Boga nie ma, on zabiera mi wszystko co jest dla mnie ważne. Tatę, dziadka, Ciebie, a teraz chce zabrać mi ją.
-Ale ja żyję Thea, ona też będzie żyć.-powiedział.
-Ale pozostali nie. Niall co jest ze mną nie tak, że On tak mnie kara?-zapytałam.
-Nic nie jest z Tobą nie tak, jesteś cudowna dziewczyną, to nie Twoja wina że oni odeszli lub zachorowali, tak po prostu miało być.
-Dziękuję.-powiedziałam.
-Nie ma za co.-odparł.
-Zostaje w Dublinie.-poinformowałam go.
-Jak to?-zapytał.
-Przenosimy się tutaj, żeby być bliżej babci.-odparłam.
-Czyli teraz miejscem naszych spotkać będzie Dublin?-zapytał.
-Nie.-powiedziałam.-Jak było w umowie 29 czerwiec, Mullingar.
-Dobrze Thea.
-Muszę kończyć, kocham Cię.-powiedziałam.
-Ja Ciebie też.-odpowiedział, w tym momencie rozłączyłam się.
W kuchni pojawiła się znowu mama, przytuliła mnie mocno i powiedziała:
-Z Tobą kochanie jest wszystko w porządku.
-Znów zaczynamy od nowa?-zapytałam.
-Niestety.-odparła, a ja tylko pokiwałam głową i wróciłam do jedzenia.
Nowo-stare miejsce.
Nowe problemy.
Nowe wyzwania.
Nowe przygody.
Nowe rozczarowania.
Nowe smutki i radości.
***
Przepraszam za wszystkie błędy
I co Wy na to?
Podoba się?
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii, może być nawet ta najgorsza :P
Co do Wery na pewno się jeszcze pojawi, aktualnie szukam jakiejś dziewczyny która będzie idealna dla tej postaci ;)
Co do Wery na pewno się jeszcze pojawi, aktualnie szukam jakiejś dziewczyny która będzie idealna dla tej postaci ;)
Rozdziała dodaje tutaj, bo na "Love and Pain" jakoś nie mogę skończyć pisać ;P ale nowy tam postaram się dodać tak do soboty ;))
Dziękuje za komentarze ;**
Kocham Was :D
Do następnego ;))